Niezwykłe krajobrazy, skarby natury i kultury, których wartość trudno przecenić. To wszystko może zaoferować jedyna w swoim rodzaju katalońska dolina – La Vall de Boí.
Ta urokliwa dolina, ukryta pośród centralnych Pirenejów, ma coś, czego żadne inne miejsce na świecie nie ma. To dziewięć pereł architektury romańskiej: dziewięć maleńkich kościółków pochodzących z XI-XIII wieku. Dzieła architektury i sztuki romańskiej, jedyne na całym świecie, które stanowią esencję romańską Katalonii. W roku 2000 wszystkie te obiekty zostały wpisane przez UNESCO na listę dziedzictwa światowego.
Dolina Boi była przez wieki zakątkiem Katalonii praktycznie nieznanym. Skupia, na stosunkowo małym terenie, nie przekraczającym 30 km, wysokie pirenejskie szczyty, malownicze doliny, bujne lasy i niezliczone jeziora. Mówi się, że przynajmniej dziesięć stuleci wcześniej niż zaczęto wznosić świątynie romańskie, te ziemie odwiedził sam Juliusz Cezar. Rzymianie w tym bowiem rejonie poszukiwali leczniczych wód termalnych, które właśnie odnaleźli w Caldes de Boí, położonych na wysokości 1500 metrów naturalnych 37 źródłach o różnych temperaturach pomiędzy 4oC a 56oC i różnym składzie chemicznym.
Miasteczka: Coll, Cardet, Barruera, Durro, Boì, Erill-laVall i Taüll mają swój niepowtarzalny klimat. Pełno tutaj zatrzymanych w czasie średniowiecznych świadków historii: rzeźb, ołtarzy, kamiennych mrów, nad którymi górują wysmukłe i wysokie dzwonnice.
Wszystkie miasteczka ze swoimi kościołami budowane były na pomiędzy wiekiem XI i początkami wieku XIII wieków, kiedy terenami tymi władała rodzina Erill.
Oprócz nieocenionej wartości architektury, kościółki w Vall de Boí posiadały jeszcze coś o wiele bardziej cennego – romańskie freski wypełniające praktycznie każdy fragment każdego z kościołów. Freski, których kunszt najbardziej widać w kościelnych absydach.
W połowie XIX wieku narodził się w Katalonii bardzo aktywny ruch obrony dziedzictwa narodowego. Stało się to po tym, jak wielu obcokrajowców (zwłaszcza Amerykanie) kupowało freski od miejscowych proboszczów. Część ze zdjętych fresków udało się odkupić, część natomiast została wywieziona za ocean.
Żeby uratować pozostałe dzieła, Katalończycy na początku XX wieku, sami postanowili zdjąć bezcenne malowidła ze ścian romańskich kościółków i umieścić jej w Barcelonie, w Narodowym Muzeum Sztuki Katalońskiej (MNAC), znajdującym się z wzgórzu Montjuic.
Najcenniejszym freskiem jest słynny „Pantocrator” z absydy kościółka Sant Climent w miejscowości Taüll.
W latach 20-tych XX wieku freski z absydy kościółka Sant Climent w Taull zostały zdjęte. Użyto przy tym włoskiej techniki, zwanej „strappo”, polegającej na nałożeniu na malowidła bawełnianych tkanin nasączonych organicznym klejem. Po zaschnięciu kleju warstwa farby zostawała na tkaninie. Następnie tkaniny można było zwinąć i przewieźć w dowolne miejsce.
Nie ma już oczywiście możliwości, żeby freski z muzeum wróciły na swoje pierwotne miejsce, ale dzisiejsze możliwości techniczne pozwalają na to, żeby Pantocrator wracał do swojej absydy od czasu do czasu…
Na podstawie oryginału i dzięki nowoczesnej technice mappingu możemy na nowo oglądać absydę kościoła w Taüll oglądać taką, jaką widzieli ją ludzie w XII wieku.